poniedziałek, 5 sierpnia 2013

obóz lato 2013: dzień 3

30°C
Aktualnie: Bezchmurnie
Wiatr: płd.-wsch. z szybkością 2 km/h
Wilgotność: 35%

Pora na pierwszą wycieczkę górską. Ruszyliśmy z Karpacza. Część grupy wjeżdżała na Kopę kolejką linową, jak na przykład ja, a śmiałkowie wbiegali. Spod Śnieżki rozdzieliliśmy się na trzy grupy. Zaawansowaną, średnią i najlepszą (bo ze mną). 

Foto własne

Moja grupa ruszyła w kierunku Szklarskiej Poręby trasą Maratonu Karkonoskiego, czyli czerwonym szlakiem. Profil poniżej.

Początkowo był lajcik, szutrowa droga, którą biegło się miło i przyjemnie. Później były spore skały, płasko ułożone koło siebie. Do biegu idealne. Jednak w pewnym momencie ścieżka zmieniła się w drobne kamienie nieregularnie wystające na powierzchnię. No po tym, to się biegać nie dało. Stąpałam po nich delikatnie zastanawiając się długi czas, jak można pokonywać tę trasę biegiem! Ponoć czołówka maratonu i Marcin Świerc śmiga po tych skałkach unosząc się nad pół metra nad ziemią. Czary, panie! Czary!

Zanim dotarliśmy do miejsca pierwszego przepaku - schroniska Odrodzenie, mijaliśmy w dole dwa inne: Akademicką Strzechę i Samotnię.

Samotnia. Foto własne.

Akademicka strzecha. Foto własne.

Przepak w Odrodzeniu trwał około 40 minut. Pierwsza przebieranka uskuteczniona. Do tego wcięłam suszone morele, banana i wypiłam kawę. 

Wspólnie z grupą średnią ruszyliśmy przez Przełęcz Karkonoską w kierunku Śnieżnych Kotłów. Po drodze Słonecznik i Szyszak. Od samego schroniska było w górę, w górę i ciągle w górę!!! Drogą, śnieżką i skalnymi płytami. Czeska część Karkonoszy jest zdecydowanie bardziej cywilizowana. Na trasie chatki do odpoczynku, miejscami szeroka, ubita droga, a polska jest na modłę "jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś, takiego mnie masz".

Gnałam za grupą średnią, jak się tylko dało. Trochę truchtem, trochę marszem. Do przodu.

Mój plecak niby tylko z dwoma przepakami, piciem i aparatem ważył tonę! Nic zresztą dziwnego, bo miałam tam nawet klucze do domu, cały portfel, o innych zbędnych rzeczach już nawet nie napiszę. Dźwigałam to na plecach bez sensu...

Do Śnieżnych Kotłów dotarłam samotnie. Wyszłam do punktu widokowego, aby podziwiać widoki, powspominać moje poprzednie pobyty w tym miejscu i... ruszyć dalej.

Śnieżne kotły. Widok w dół. Foto własne.

Śnieżne kotły. Widok na skały. Foto własne.
Pod stacją trafo spotkałam grupową współtowarzyszkę, z którą poczekałyśmy na resztę naszej wycieczki. Kolejny przepak, tym razem zdjęłam koszulkę i przywdziałam kurtkę, bo wiało niemiłosiernie.

Stacja trafo przy Śnieżnych kotłach. Foto własne.
Stąd ruszyliśmy w kierunku Szrenicy, zbaczając jednak na żółty szlak do Szklarskiej przez Schronisko pod Łabskim Szczytem. Droga w dół wiodła najpierw kaskadowymi schodami, a potem zeszliśmy na mokre kamienie i drogę pod Reglami.


O 18:00 zameldowałam się w ośrodku. Trasa z 24 km za mną. Szybki prysznic i obiadokolacja.

Wieczorem rozciąganie w basenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz